forma

Bóg jest niewidzialny.

Jak więc można mówić o jakiejkolwiek formie niewidzialnego Boga?

Z faktu niepoznawalności Boga zdawali sobie już sprawę zarówno filozofowie greccy jak i wybrany przez Jahwe lud Starego Przymierza. Apofatyzm grecki związany jest z filozoficzną teorią poznania opartą na platońskim schemacie uwięzienia duszy w mrocznej jaskini ciała. Apofatyzm żydowski natomiast wiąże się z biblijnym zakazem wykonywania obrazów. Jeden i drugi dowodzi świadomości ogromu Boskiej rzeczywistości, która swoim majestatem przewyższa możliwości poznawcze człowieka. W jaki zatem sposób nieskończona i niestworzona rzeczywistość Boska może być wyrażona w stworzonej i skończonej formie?
To pytanie było niezwykle palącym problemem chrześcijan pierwszych wieków. Kiedy w łonie chrześcijaństwa zaczęły powstawać pierwsze wizerunki Chrystusa i świętych, miały one tyle samo zwolenników co przeciwników. W toczonych przez oba obozy walkach niejednokrotnie dochodziło do publicznego niszczenia ikon z obawy przed bałwochwalstwem – przecież w Starym Przymierzu Bóg zabronił czynić obrazy!

Obrońcy kultu i czci obrazów byli oczywiście świadomi tego Boskiego zakazu. Nie chcieli go łamać. Ale jednocześnie wskazywali, że ten ustanowiony przez Najwyższego Boga zakaz, został poniekąd złamany przez samego… Boga, który tym samym go unieważnił! Owym złamaniem starotestamentalnego zakazu było Wcielenie Syna Bożego. Bo przecież Chrystus jest pierwszym i najdoskonalszym „obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1, 15). Tylko Bóg jako pierwszy mógł złamać ów zakaz, albo lepiej – przekroczyć go, bez ryzyka narażenia człowieka na bałwochwalstwo. Bóg w Chrystusie stał się faktycznie widzialny. Nieskończony został zamknięty i wyrażony w ludzkim ciele i w ludzkim życiu. I tylko Bóg mógł dokonać tego paradoksalnego cudu. Tylko Najwyższy Artysta potrafił sprostać zadaniu wyrażenia niewyrażalnego Boga na sposób ludzki. Od tej pory przedstawianie Boga na ikonach stało się możliwe. Warto jednak zauważyć, że ikona jest faktycznym przedstawieniem świata bosko-ludzkiego tylko wtedy, kiedy posiada sakramentalny charakter, tzn. kiedy widzialna forma kryje pod sobą niewidzialny świat Boskiego życia. Ikona od idola różni się właśnie tym, że nie jest jakąś ludzką próbą dosięgnięcia Boga, ale że jest jakby przedłużeniem wydarzenia wcielenia – że w niej tak jak w Chrystusie w pewnym sensie mieszka „Bóstwo na sposób ciała” (Kol 2, 9). W stwierdzeniu tym jednak, mimo wszystko, znowu bardzo mocno zaczyna grozić nam grzech bałwochwalstwa.

Na kanwie tej teologicznej podstawy uzasadniającej prawomocność ikon niektórzy uważają, że ikona jest czymś w rodzaju ósmego sakramentu, że ona również jest widzialnym znakiem niewidzialnego, lecz obecnego i działającego Boga. I faktycznie tak jest – jakkolwiek złe zrozumienie takiej interpretacji ikony może rodzić kolejne wypaczenia. Bo czy Bóg w ikonie jest obecny tak samo jak na przykład w Najświętszym Sakramencie? Kościół na soborze w Trydencie stwierdził, że konsekrowana hostia jest ciałem Chrystusa vere, realiter i substantialiter, czyli prawdziwie, realnie i substancjalnie. Czy o ikonie możemy powiedzieć to samo? Zdarzają się i takie opinie, chociaż jest to, rzecz jasna, rażący błąd. Zdarzało się w historii, że niektórzy chrześcijanie zdrapywali z ikon farbę i traktowali ją jako cząstkę relikwii lub nawet cząstkę sakramentu uobecniającego Chrystusa. Niektórzy nawet dodawali wydrapanego z ikon pigmentu do chleba i wina przy sprawowaniu Eucharystii, co jest ogromnym nadużyciem i błędem, bo chociaż ikona jest jakby sakramentem, to jednak obecność w niej Chrystusa nie posiada charakteru substancjalnego, lecz właśnie formalny (tzn. na sposób formy).

Jednakże nawet i to nie jest do końca jednoznaczne stwierdzenie. Bo nie oznacza ono, że ikonie wystarczy nadać odpowiednią formę, nadać jej właściwy wygląd, kształt, kolorystykę, żeby automatycznie ta powstała na jej powierzchni forma, determinowała Boga do Jego uobecniającego się objawienia poprzez ikonę.

W jaki sposób zatem w ikonie uobecnia się na sposób formy to, co Boskie i to, co ludzkie? W jaki sposób te dwa odmienne światy potrafią się w ikonie spotkać? Czy ikona sama w sobie jest jakiegoś rodzaju doskonałym wyrazem bogoczłowieczenstwa? Czy na desce pokrytej kredowym gruntem można umieścić i wyrazić, albo mówiąc dosadniej – powtórzyć i ponownie dokonać faktu wcielenia? Przecież już samo to pytanie brzmi nieco bluźnierczo…

Ikona faktycznie boi się przedstawienia świata tylko ludzkiego. Ona zrodziła się z wcielenia i dlatego wie, że możliwe jest wyrażenie Boskości w człowieczeństwie. I dlatego używa ludzkiej formy zaledwie jako środka koniecznego, jako pewnego rodzaju słownika, zdolnego wyrazić to co Boskie. I właściwie wszystkie elementy formalne ikony, chociaż są elementami formy stworzonej, to jednak całą swoją istotą wyrywają się ku temu, co niestworzone. Ikona całą sobą jakby chce powiedzieć: nie jestem z tego świata! Nie patrz na mnie tylko jak na dzieło rąk ludzkich. Ja odrywam się od ziemi… unoszę się ponad stworzenia… Dotykam Boga…

Świadczy o tym cała estetyka ikony, ale także wskazuje na to już sama deska ikoniczna. Zazwyczaj podobrazie do pisania ikony nie jest całkowicie płaskie, ale posiada wgłębienie stanowiące pole na którym pisze się ikonę. Na deskach, które owego wgłębienia nie posiadają zaznacza się je pigmentem. To pole nazywa się arką, a nazwa ta nie jest przypadkowa. Tak jak w Starym Testamencie arka była miejscem przebywania Boga, tak arka na desce jest miejscem nie z tego świata, wskazując że przedstawienie które znajduje się w arce jest pewnego rodzaju relikwią. Natomiast pole ikony, czyli to, co znajduje się na zewnątrz arki, z jednej strony oddziela sam wizerunek od świata stworzonego, a z drugiej sprawia wrażenie ramy, co upodabnia ikonę do okna.

Podobne znaczenie posiada w ikonie tło, które jest wykonywane ze złota. Złoto jest symbolem światła i Boskości. Nie jest przypadkowy również fakt, że złote tło jest elementem, który wykonuje się zanim zacznie się nakładać poszczególne warstwy pigmentu. Złote tło sprawia, że powstająca ikona już w czasie rodzenia się, jakby zstępuje z nieba i wyobraża świat Boski.

Podobne znaczenie związane jest z  unikaniem stosowania iluzji trójwymiarowości. Ikonopisarze świadomie rezygnują z perspektywy, gdyż iluzoryczność nie może mieć miejsca tam, gdzie wyrażać się ma Najwyższa Prawda. Z drugiej strony, świat trójwymiarowy, świat czasoprzestrzenny, jest światem stworzonym i przemijającym, a ikona jest przedstawieniem tego co wieczne. Dodatkowo ową „wieczność” podkreśla w ikonie brak dynamizmu i ekspresji uczuć. Tutaj, tak samo jak w przypadku porzucenia trójwymiarowości, zabiegi te nie wynikają z nieumiejętności artystycznych ikonopisarzy, ale z nadmiaru natchnienia Bożego. Postacie na ikonach przedstawione są w stabilnych i pozbawionych dynamizmu pozach, nie ze względu na nieumiejętności plastyczne piszących, ale ze względu na doświadczenie Tego, dla którego istnieje tylko wieczne i niezmienne „teraz”. Również beznamiętność mimiki jest podyktowana podobnymi względami. Bóg jest miłością tak potężną, że jej miarą jest brak miary. Miłość Boża nie ma kresu. Nie mieści się ona również w pełni w żadnym ludzkim, emocjonalnym wyrazie, który nie byłby zaledwie chwilowym i cząstkowym jej objawieniem. Miłość Boga jest po prostu większa niż jakiekolwiek uniesienie ludzkiego serca. Nie jest jednak prawdą, że ikona w ogóle tej miłości nie wyraża na sposób ludzki. Żeby się o tym przekonać wystarczy spojrzeć chociażby na synaickiego Pantokratora… Dostrzeżesz w Nim miłość totalną…

Również kolory w ikonie nigdy nie pretendują do wiernego odwzorowywania natury. W ikonie barwa ma znacznie symboliczne, a jej rozświetlony ton posiada znaczenie mistyczne. Jaskrawy blask barw na ikonie sprawia wrażenie głębokiego mistycyzmu przenikającego poprzez poszczególne postacie i elementy tła. Bo wszystko w ikonie przeniknięte jest Bogiem.

W tym miejscu warto jeszcze raz zauważyć, że ikona faktycznie jakby bała się być wyrazem tego, co stworzone. Że chociaż rodzi się z wcielenia i wyrasta z miejsca spotkania człowieka z Bogiem, to jakby całą swoją formą starała się uciec z tego świata w kierunku Królestwa Niebios. Zdumiewające jest to, że poniekąd partycypując w wydarzeniu wcielenia, w swoim pragnieniu jest ona faktycznie wniebowstąpieniem. Kiedy zatem patrzy się na powierzchnię ikony, to wydaje się, jakby to, co na tej właśnie powierzchni istnieje, ze wszystkich swoich sił pragnęło się oderwać i uciec w przeciwnym do nas kierunku – jakby chciało uciec od tego, co ludzkie i ziemskie i schować się w głąb, w kierunku wnętrza okna… a to mówi nam, że wewnątrz tego okna, po drugiej stronie jego powierzchni, znajduje się faktycznie inny świat! Że tam naprawdę jest Bóg! Zatem Boga rzeczywiście nie ma w ikonie, ale jest On po jej drugiej stronie! A wszystko na ikonie o tym świadczy z niezwykłą mocą!

Czy to jednak dowodzi, że ikona jest pewnego rodzaju potrzaskiem na Boga? Że jest pułapką, jakby mignięciem flesza, który zdołał uchwycić uciekającego i ukrywającego się przed nami Najwyższego? Że ikona sama w sobie wstydzi się tego, co ludzkie i próbuje się od tego oderwać? Czy więc i jest ona świadectwem tego, że może sam Bóg się nas wstydzi…? I w końcu, czy istnieje w ikonie również element dążący do tego, co ludzkie? Czy Bóg w niej nie próbuje się tak naprawdę jakby wycofać z tego, co stało się we wcieleniu? Przecież cała ta forma, którą do tej pory opisaliśmy, chociaż od wcielenia wychodzi, to zdaje się jakby od niego uciekać. A ikona, jeśli chce być jakby przedłużeniem wcielenia, powinna zachowywać równowagę między tym co Boskie i tym co ludzkie.

Niestety, w ikonie na próżno nam szukać tego co ludzkie… Ale przecież w ikonie też tak naprawdę nie ma tego, co Boskie. Świat Boga przecież znajduje się po drugiej stronie ikony, zaś wizerunek ikoniczny jest świadectwem ucieczki tego, co wcielone i tego, co przebóstwione z świata stworzonego ku Bogu. Ale co jest ciekawe, tak jak wszystko, co dotknięte rzeczywistością Boga (przebóstwione oblicza, mistyczne barwy, rozświetlone szaty, uduchowione postacie) ucieka w Jego kierunku, to jednak sam Bóg – niewidzialny w najwyższym stopniu, nieposiadający rzeczywistej i własnej formy na ikonie, stara się przekroczyć jej płaszczyznę i wejść w nasz świat. Podczas gdy świat dotknięty Jego palcem, robi wszystko, by przekroczyć powierzchnię ikonicznego okna i wniknąć w świat Boga, to Bóg robi wszystko, żeby tę powierzchnię przekroczyć w przeciwnym kierunku! Mówią o tym nie poszczególne elementy, ale sam rdzeń ikony i przestrzeń w której przedstawienie ikoniczne jest zanurzone, wyrażające się zawłaszcza w dwóch znakach tego Boskiego pragnienia. Pierwszy to stęsknione, niezmienne i przenikające spojrzenie, które z ikony nieustannie wpatruje się w człowieka… świat na ikonie zdaje się uciekać, a to spojrzenie przedziera się pod prąd, szukając utęsknionego człowieka. Drugi element to odwrócona perspektywa, która nie jest jednym z wielu elementów ikony, ale która stanowi jej architektoniczną przestrzeń – przestrzeń Boga w którym wszystko jest zanurzone i odnajduje swoje istnienie. Podczas gdy w iluzorycznym malarstwie zachodnim, perspektywa zbieżna umiejscawia centrum obrazu w samym obrazie, to w ikonie perspektywa odwrócona sprawia, że wszystkie linie ikony krzyżują się i koncentrują na oglądającym ją człowieku – bo taki jest właśnie Bóg! Oznacza to zatem, że Bóg chce nam powiedzieć, że my sami jesteśmy elementem – i to najważniejszym elementem tej ikony! Że jesteśmy w jej centrum. Że na nas skupia się Jego spojrzenie i Jego wcielenie. Stając przed ikoną stajemy faktycznie przed obrazem rzeczywistości, która istnieje ze względu na nas, która jest tłem tłumaczącym to kim jesteśmy! Zatem obraz ikoniczny jest świadectwem ucieczki tego świata w kierunku świata Boskiego, ale jest też świadectwem szaleńczego skoku Boga z Jego świata ku światu ludzkiego serca. Tutaj rodzi się i uobecnia nieskończony, kołowy ruch życia wychodzącego od Boga i do Niego powracający. A człowiek jest celem tego ruchu i centrum, w które wpatruje się i na którym koncentruje się Bóg. To człowiek znajduje się w samym centrum świata dotkniętego przez Boga – świata porwanego w Jego kierunku! Ikona w ten sposób jest świadectwem rozkochania się Boga w człowieku i rozkochania się człowieka w Bogu, jest obrazem współprzenikania się erosa i agape, a jednocześnie  jest granicą dwóch światów, ale granicą, która jest otwarta.

I w tym też sensie ikona jest sakramentem. Ona nie jest idolem. Nie mieści w sobie rzeczywistości bosko ludzkiej. Ale jest miejscem spotkania. Jest oknem. Kontemplacja ikony jest momentem, w którym pozwalamy odnaleźć się Bogu i jest momentem, w którym wcielenie dokonuje się i powtarza nie na martwej desce ikony, ale w żywym ludzkim sercu! I w tym też momencie tego przedziwnego spotkania dwóch serc zaczyna dokonywać się w Boskim sercu wczłowieczenie, a w ludzkim przebóstwienie i wniebowzięcie. Właśnie w tym ikona jest podobna do sakramentu. Jak dzięki Eucharystii stajemy się tym, co spożywamy, tak dzięki ikonie stajemy się tym, co kontemplujemy.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s