Ikony bardzo często są pewnego rodzaju ilustracjami prawdy zaczerpniętej wprost z Ewangelii.
Piszę „prawdy”, a nie „opowieści” lub „pamiętnego zdarzenia”, bo ikona w pewnym sensie jest soczewką skupiającą promienie Objawienia, które, dokonując się w historii, zostało przez ludzki świat zdarzeń rozszczepione niczym białe światło wpadające w pryzmat. Jedyna i najwyższa prawda Boża, kiedy została objawiona w świecie i poprzez świat, w historii i poprzez historię, stała się nierozerwalnie z historią spleciona, opromieniając ludzkie zdarzenia i ludzkie życie. W ten sposób w wydarzeniach ziemskiego życia Jezusa wyraża się niezmienna i ponadczasowa prawda Boża. W wewnętrznym życiu Trójjedynego jest ona niczym biały strumień światła. Objawiając się w świecie stworzonym, przybiera postać mnogości odcieni, różnorodności zdarzeń, sytuacji, słów itp.
Ikona jest pewnego rodzaju soczewką, bo skupia owo światło rozproszone w ludzkich wydarzeniach, sprowadzając je znowu do jednego jaśniejącego punktu. Nie opowiada ona samych tylko zdarzeń, ale ich też nie pomija i nie ignoruje, lecz zbiera z nich pojedyncze rozbłyski Bożej światłości i skupia na powrót w jeden spójny snop. W tym też jest podobna do dogmatu, który jest syntezą wiary i dlatego też ikona jest nośnikiem dogmatu wyrażonego nie słowami, lecz barwami i kształtami.
Ze względu na wyżej wskazaną zależność między historią zbawienia a prawdą Objawienia, ikona bardzo często czerpie swoje natchnienie bezpośrednio ze słowa Bożego. Jej zadanie jako soczewki w takim wypadku polega nie tylko na skupieniu pojedynczych promyków prawdy, ale też na ich powiększeniu, lepszemu ukazaniu, odnalezieniu. Wydarzenia z życia Chrystusa zostały spisane w ewangeliach w sposób bardzo zwięzły i niezwykle treściwy. Głębokie zrozumienie ich prawdy wymaga skrupulatnego wczytania się, które pozwoliłoby słowom Pisma nabrzmieć ukrytą w nich treścią… Taka lektura słowa wymaga umiejętności zobrazowania, wyobrażenia sobie sytuacji, uzmysłowienia kontekstu, otwarcia na wszelkie inne biblijne skojarzenia, a nade wszystko otwarcia na Ducha, pod muśnięciem którego poszczególne słowa i wersety zaczynają się przed nami otwierać. Ikona sama w sobie jest pewnego rodzaju takim właśnie rozwiniętym obrazem owej prawdy Pisma.
Przed odczytaniem ikony Zacheusza, która jest ikoną ściśle biblijną, warto więc przeczytać tekst ewangeliczny, który jest dla niej źródłem (por. Łk 19,1-10).
To, co od razu przykuwa uwagę patrzącego na ikonę, to dwie stojące naprzeciw siebie grupy. Pierwsza to Jezus z uczniami: Piotrem i Janem, zaś drugą stanowią dwie nie określone bliżej postacie ustawione w dość dziwnym na pierwszy rzut oka układzie oraz, tuż nad nimi, postać Zacheusza stojącego na sykomorze. Te dwie grupy stoją naprzeciwko, co sugeruje pewnego rodzaju kontakt i dialog między nimi, a może dopiero zaledwie tęsknotę… Co ważne, pierwsza grupa z Jezusem na czele znajduje się na tle góry, a druga – na tle miasta. W ikonie oczywiście nie ma nic przypadkowego, więc każdy szczegół jest ważny. Góra oznacza, że Jezus jest skałą, na której należy budować. A teraz ta skała, co jest zupełnie niezwykłe, przychodzi do Zacheusza-celnika.
Zastanawiające jest to, że Jezus wybrał właśnie jego. Byli przecież tam na pewno ludzie bardziej godni. Być może byli też bardziej grzeszni, a może i bardziej wyczekujący. Egzegeci w różnoraki sposób tłumaczą wybór Zacheusza, Ewangelia natomiast w innym miejscu mówi – a ikona Zacheusza promienie tej prawdy tutaj ogniskuje – że góra wstanie i przyjdzie, jeśli będzie się miało wiarę jak ziarnko gorczycy… Zacheusz wszedł na drzewo po to, by zobaczyć… a On przyszedł i celnik faktycznie Go zobaczył…
Druga grupa, w której tle znajduje się miasto, przywołuje kilka skojarzeń. Po pierwsze skojarzenie z opisanym w Apokalipsie Niebieskim Jeruzalem, które jest jednocześnie Oblubienicą Baranka, co świadczyłoby, że w tym spotkaniu które się właśnie odbywa, dokonują się zaślubiny. Spotkanie Zacheusza z Chrystusem jest spotkaniem zbawczym i eschatologicznym, przenikniętym atmosferą światła i miłości. Ale miasto w kierunku którego zwrócony jest Jezus, przywołuje również scenę w której Jezus opłakuje Jerozolimę, bo ta nie potrafi rozpoznać Jego przyjścia, co oznacza, że ikona przedstawia również Jezusa stojącego naprzeciwko miasta pogrążonego w grzechu. I faktycznie, w ewangelicznej scenie spotkania z Zacheuszem obecna jest i jedna i druga prawda. Ciekawe jest również to, że Jezus jest tutaj skojarzony ze skałą, co przywołuje znowu Kazanie na Górze, które Zbawiciel kończy napomnieniem i wezwaniem, by dom budować na skale, a nie na piasku. Co więcej, sam tekst Ewangelii świadczy, że Jezus zwracając się do Zacheusza nie mówi, że musi zostać u niego, ale „w jego domu” i że dzisiaj zbawienie nie stało się udziałem Zacheusza, ale udziałem „jego domu”! Znamienne również jest to, że tekst tej perykopy w tradycji zachodniej używany jest w liturgii rocznicy poświęcenia kościoła.
Kiedy czytamy ikonę, powinniśmy być świadomi, że jej pełny sens nie zawiera się w oddzielnie odczytanych wszystkich odnalezionych i wymienionych skojarzeniach i prawdach, ale w ich syntezie i jakby pomiędzy nimi – bo ikona jest jakby soczewką. Wszystkie odkryte spojrzenia, kiedy zaczniemy czytać je równolegle, zaczynają harmonijnie rezonować i składać się w jedną symfoniczną całość, powodując ogromne zwielokrotnienie i pogłębienie sensu, który jest ukryty de facto w scenie spotkania Chrystusa z Zacheuszem. Tutaj faktycznie dochodzi do spotkania Zbawiciela z miastem grzesznym. I dochodzi w sposób paradoksalny do zaślubin i nowego budowania na skale i do posiewu i narodzin wiary małej jeszcze jak ziarenko gorczycy. To jest jednak dopiero początek, zaledwie kontekst ukazania prawdy spotkania człowieka grzesznego z Bogiem żywym.
Kontekst ten uświadamia jednak coś bardzo ważnego. Otóż tutaj na ikonie tak naprawdę nie ma zbieraniny różnych postaci, nie ma harmidru i tłumu. I chociaż zarówno opowieść ewangeliczna jak i ikona mówią o wielu różnych osobach towarzyszących temu spotkaniu, to jednak robią to po to, żeby jak najpełniej wyrazić prawdę o bezpośrednim i niezwykle pięknym spotkaniu dwóch – Chrystusa i Zacheusza, Skały (fundamentu) i Miasta (domu). I w takim też kontekście należy dalej czytać ikonę.
Wszystko co dzieje się po prawej stronie ikony jest zatem symbolicznym opisem człowieka – Zacheusza. Ten człowiek jest grzeszny, jak to już odczytaliśmy, ale pomimo swojej grzeszności cały jest zwrócony w adoracyjnym geście ku nadchodzącemu Zbawicielowi – pochylone są dwie postacie na dole, pochylona jest sykomora, pochylony jest wreszcie sam Zacheusz. Sykomora, na której stoi ewangeliczny celnik, chociaż jest wysoka, to nie posiada rozbudowanego systemu korzeni. Zacheusz przecież dopiero w tej chwili spotyka Jezusa. Wcześniej słyszał już o Nim niejedno. Ale teraz nie posiada jeszcze korzenia… Dwie postacie pod spodem w dziwnej kompozycji sprawiają wrażenie jakby tworzyły w rzeczywistości jedną osobę. Ponadto znajdują się one pod Zacheuszem, co może sugerować, że te dwie „osoby” są w nim (pod jego skórą) – i dlatego są zespolone w jednej osobie. Bardzo możliwe (chociaż tutaj wariantów jest wiele) że oznaczają one po prostu rozum i serce. Rozum jest na dole. Ma nogi, dzięki czemu twardo stąpa po ziemi i może być przewodnikiem, kolorystycznie natomiast nawiązuje do wytrwałości, praktyczności, rozwagi. Spod wierzchniej szaty wystaje niebieska tkanina, oznaczającą pragnienie poznania, odkrywania tajemnic, poszukiwania prawdy, zgłębiania duchowości. Nad nim znajduje się druga postać, symbolizująca Serce. Jest ona wyżej, bliżej nieba, ciągnie w górę, lecz jednocześnie musi być niesione przez rozum. Zielony kolor wierzchniej szaty oznacza życie, witalność, porywy Ducha. Spod niej prześwituje jaskrawa czerwień, która jest symbolem żaru miłości i prawdziwego poświęcenia. Cała figura w sposób niezaprzeczalny i całościowy ukierunkowana jest ku Chrystusowi: nogi zwrócone są w Jego stronę; zarówno rozum jak i serce pochylone są w geście adoracji w uznaniu Chrystusa za Pana, oczy skierowane na Niego, dłonie wyciągnięte po Słowo, które Chrystus trzyma w dłoni.
Szata stojącego na drzewie Zacheusza wyraźnie nawiązuje do szat stojących pod nim postaci. Zacheusz zatem mieści w sobie błękit rozumu i czerwień serca. Faktycznie zatem to jego rozum i serce są w tym spotkaniu ukierunkowane na nadchodzącego Pana. Zacheusz jest tutaj jednak jeszcze dzieckiem – jak zostało to zauważone powyżej, jeszcze nie posiada korzenia. Wskazuje na to również jego krótka szata, oraz pełne buty, co w ikonopisarstwie zawsze oznacza dziecięctwo. Ciekawostką jest, że jedynym dzieckiem, które na ikonach nie ma pełnych butów a sandały, jest dzieciątko w objęciach Maryi, co świadczy, że Chrystus od początku jest „dorosły”, dojrzały. Dziecięctwo Zacheusza natomiast znowu rodzi taniec pulsujących skojarzeń, pogłębiających sens owej sceny. Bo czy Zacheusz jest dzieckiem ze względu na niedojrzałość duchową, na co wskazuje brak korzenia? Czy może musiał stać się jak dziecko, by rozpoznać Zbawiciela? I jeszcze jeden ważny szczegół: przepasane biodra. Jeśli człowiek chce autentycznie spotkać zbawiciela, to musi nie tylko stać się jak dziecko, ale musi też być gotowy do drogi.
Po stronie prawej znajduje się natomiast Zbawiciel. Jego postać niewątpliwie dominuje w całej scenie, ale mimo to spogląda On na Zacheusza do dołu, a nie z góry. Chrystus nie jest oczywiście sam – jest ze swoimi uczniami, z Kościołem. Wszystkie trzy postacie są ze sobą bardzo ściśle połączone, stanowiąc niejako jedno ciało, co wyraża faktyczną naturę Kościoła. Dwaj uczniowie reprezentujący Mistyczne Ciało Chrystusa to Piotr i Jan, którzy kolorystycznie nawiązują z jednej strony do Rozumu i Serca, spotykanych w każdym człowieku, z drugiej zaś wyrażają mocno zakorzeniony w tradycji podział na urząd (Piotr) i charyzmat (Jan). Ogromne znaczenie teologiczne ma fakt, że Jan jest bliżej Chrystusa, jest tak blisko, że prawie go nie widać, niemal cały jest przysłonięty Zbawicielem. Ale mimo tej ogromnej bliskości tenże Jan, uosobienie charyzmatu, wpatrzony jest w Piotra, jakby podporządkowując się mu. Piotr natomiast, chociaż większy dystans dzieli go od Pana – właściwie to dotyka Go nie bezpośrednio, ale za pośrednictwem tego, co charyzmatyczne, to jednak wzrok ma utkwiony w niego wprost! Ikona w ten sposób wyśmienicie ukazuje prawdę eklezjologiczną.
Sam Chrystus odziany jest w szaty nawiązujące kolorystycznie do ikony Pantokratora, co jeszcze bardziej wzmacnia Jego panowanie w tej scenie. W lewej dłoni trzyma Słowo, w które wpatrzony jest rozum i serce stojącego naprzeciw Niego człowieka. Prawa dłoń wskazuje natomiast na Zacheusza – Bóg go upatrzył i idzie do Niego… Bóg w całej swojej pełni. Gest dłoni jest klasycznym gestem ikonicznym towarzyszącym Pantokratorowi, w którym palec wskazujący i środkowy są złączone na znak zjednoczonych natur w Chrystusie, natomiast trzy pozostałe palce stykają się opuszkami, co jest wyrazem Trójcy Świętej. Dochodzi tutaj zatem do przedziwnego spotkania. Do Zacheusza – grzesznika przychodzi Bóg w całym swoim majestacie. Przychodzi ze swoim Kościołem. Przychodzi uniżony, a jednak wzbudza adorację całego stworzenia. Jego potęga czyni z grzesznika dziecko. Spotkanie to jest początkiem zbawienia domu, który staje się mieszkaniem Boga i Jego świątynią… I faktycznie, wszystko to jest wyrażone w sposób bardzo swobodny i rozproszony w ewangelicznej opowieści o Zacheuszu.
I na koniec jeszcze jeden szczegół – bardzo drobny, ale niezwykle istotny. Zacheusz czeka na przyjście Pana. Wygląda Jego pojawienia się. Jezus natomiast idzie w jego kierunku… Jego stopy jednak pokazują coś niebywale głębokiego i pięknego. Otóż jedna stopa skierowana jest ku Zacheuszowi, co nie powinno dziwić, bo przecież Jezus idzie właśnie do niego. Druga jednak skierowana jest ku człowiekowi stojącemu przed ikoną… to tak jakby w tym geście Chrystus chciał przekroczyć lustro ikonicznego okna i jakby rozpoznał Zacheusza w człowieku, który kontempluje ikonę, i jakby chciał wprost z jej wnętrza do niego powiedzieć: „Zacheuszu, dzisiaj muszę zatrzymać się w Twoim domu”.