W czasie Adwentu księga proroka Izajasza jest jedną z najchętniej czytanych w liturgii ksiąg biblijnych. Związane jest to z tym, że proroctwa Izajasza bardzo mocno odnoszą się do mającego nadejść Zbawiciela, a w Adwencie przecież głównie chodzi o oczekiwanie. Temu oczekiwaniu mają oczywiście towarzyszyć znaki prowadzące na spotkanie z Chrystusem.
Izajasz sam o tym pisze w swojej księdze:
I znowu Pan przemówił do Achaza tymi słowami: «Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze!» Lecz Achaz odpowiedział: «Nie będę prosił, i nie będę wystawiał Pana na próbę». Wtedy rzekł [Izajasz]: «Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel. (Iz 7,10-14).
W Adwencie chodzi więc także o znak.

Ikona „Znamienie” („Znak”), XII w.
Jest taka szczególnie adwentowa ikona, która nazywa się właśnie Знамение (znamienie). Co jest ciekawe, znak w języku greckim oddany jest przez słowo σημεῖον (semeion), które chociaż dosłownie tłumaczy się jako właśnie „znak”, to jednak w Ewangeliach jest stosowane szczególnie na określenie cudów Jezusa, wskazując, że są one nie tyle zjawiskami nadzwyczajnymi, co po prostu znakami wskazującymi na obecność, bliskość i działanie samego Boga. Znak wskazuje na coś, co nie jest ewidentne. Sam znak jest widoczny, ale odnosi się do czegoś bardzo bliskiego, lecz jeszcze nie dostrzegalnego całkowicie.
Rosyjskie słowo Знамение oprócz semantycznych konotacji z greckim σημεῖον posiada ponadto własną, oryginalną etymologię. W swoim rdzeniu posiada ono słówko Знать, co oznacza „wiedzieć”. Słówko to jest połączone z indoeuropejskim „gên”, które można przetłumaczyć jako „wiedzieć” albo „rodzić się”. Zatem w ikonie „Znamienie” chodzi tak naprawdę o połączenie tych wszystkich znaczeń: jest ona znakiem obecności działającego Boga. Ten znak jest widzialny, odnosi się jednak do tego, co jeszcze jest niedostrzegalne. Natomiast pomimo niedostrzegalności w akcie kontemplacji dokonuje się coś cudownego. Kontemplujący widzi znak. Nie widzi natomiast jeszcze Boga, który jednak już jest. Pomimo to jednak wie, ma pewność Jego nadejścia. Ta pewność (wiara?) jest niezbywalna – ona rodzi się, albo też jest pewnością narodzin, lub też rodzi tego, który zaczyna być pewny… Adwent to przecież powinien być czas, kiedy obietnica Boża staje się nieodwołalna. Czas, kiedy człowiek „chodzi jeszcze w ciemności” i jeszcze nie widzi, ale już mimo wszystko może oczekiwać z radością, bo może być pewny, że Zbawiciel niewątpliwie się narodzi. Żeby dokładniej zrozumieć wymowę owego szczególnego znaku, który przedstawia przywołana ikona i żeby lepiej pojąć istotę Adwentu, przyjrzyjmy się tej ikonie bliżej.
Ikona przedstawia Maryję ze wzniesionymi dłońmi w geście modlitwy. Jest to dość nietypowe przedstawienie, zwłaszcza dla Zachodniego oka. Przywykliśmy przecież do obrazów, na których Matka Boża trzyma Dzieciątko na ręku. Tutaj Maryja obie ręce ma wolne. Jezus jest obecny w samym centrum, w mandorli. Oczywiście nie jest to przedstawienie iluzjonistyczne lecz symboliczne. Jezus w zamkniętym okręgu, wpisanym w ciało Maryi, w sposób szczególny kojarzy się z jej stanem błogosławiony, uobecnianym w liturgii właśnie przez okres Adwentu. Czy jednak chodzi tutaj tylko o rozmodloną Maryję, noszącą w swoim łonie poczętego z Ducha Świętego Zbawiciela świata?
Jezus jest przecież przedstawiony nie jako niemowlę lecz jako młody Król. W rękach (zależnie od wersji ikony) trzyma albo zwój ze słowem albo postacie konsekrowane Ciała i Krwi, co jest niesamowicie wymowne. Wskazuje to przede wszystkim, że nie chodzi tutaj tylko o poczętego Syna Bożego, ale chodzi o poczęte i rodzące się pełne Jego Misterium. Tutaj rodzi się Król, rodzi się Zbawienie, Słowo, Eucharystia… rodzi się ostateczne zwycięstwo i panowanie nad światem!
Jest taka scena w Ewangelii, która tłumaczy tak przedstawione przyjście Zbawiciela. Jest to scena w której jakaś kobieta na widok Jezusa wykrzyknęła: „Błogosławione łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś! On zaś odpowiedział: Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go” (Łk 11, 27-28). Ikona pokazuje w sposób znakomity, że Maryja stała się właśnie taką „błogosławioną” (szczęśliwą) jeszcze zanim Jezus począł się w jej łonie. Bo właśnie o takie poczęcie i narodziny tutaj chodzi – o narodziny Boga w sercu.
Jezus jest wpisany w mandorlę, która oznacza pewną dynamikę (rodzenie się?) oraz promieniowanie światła. Ten Król jest światłością świata, która do swoich przychodzi. Oznacza to, że serce w którym rodzi się Bóg, jest miejscem poruszenia i miejscem z którego promieniuje światło. Jest to jednak też miejsce wejścia w ludzkie życie całego Jego misterium – razem z Męką i Zmartwychwstaniem.
Maryja ma wzniesione ramiona. Jest to jak wiadomo gest modlitewny. Ale jest to również gest zarówno kapłański jak i pasyjny. Te dwa znaczenia oczywiście się łączą. Być kapłanem oznacza po prostu składać ofiarę. Być kapłanem na podobieństwo Chrystusa, albo uczestniczyć w kapłaństwie chrystusowym, oznacza składać ofiarę Ojcu z siebie w zjednoczeniu z Chrystusem. Oznacza to zatem nie co innego, niż uczestniczyć w Jego Pasji. I nie chodzi tu oczywiście o kapłaństwo sakramentalne, ale o kapłaństwo powszechne, w którym każdy chrześcijanin, każdy kto „narodził się z Boga” ma udział.
Najbardziej uderzająca w ikonie jest jednak przedziwna i piękna symetria i proporcja między postacią Jezusa i Maryi. Ta proporcja i symetria wskazują na tajemnicę podobieństwa, i to nie tylko podobieństwa ciała i wyglądu, ale podobieństwa misji i serca. Gesty Maryi i Jezusa idealnie ze sobą korespondują. Kiedy ona wznosi ramiona w geście modlitewno-pasyjnym, robi to dlatego, bo w jej sercu Jezus promieniuje światłem, błogosławi, przynosi słowo, składa ofiarę swojego Ciała i swojej Krwi. I na tym właśnie polega tajemnica Adwentowych narodzin.
A ikona jest tego znakiem. Jednak w tym przypadku można powiedzieć, że w pewnym sensie jest też zwierciadłem. Stojący przed ikoną i kontemplujący ją niewątpliwie spogląda na znak – i to nie byle jaki znak, ale znak obecnego i działającego Boga. Ikona jest przecież oknem. Z niej spogląda na nas Bóg. W ikonie „Znamienia” to spojrzenie jest szczególnie bogate, bo Bóg spogląda na nas oczyma rodzącego się Króla, który nam błogosławi, daje swoje słowo, ofiaruję Ciało i Krew… ale też na tej ikonie Bóg spogląda oczyma swojej Matki. Spogląda oczyma tej, która w sercu odczuwa ogromne poruszenie, rozbłysk światła, ogień gorącej miłości. To wszystko dzieje się w niej i aż zdumiewa, że Maryja nie spogląda w swoje wnętrze, nie przymyka oczu, ale wręcz przeciwnie, w akcie kontemplacji szeroko je otwiera! Bo właśnie cały ten ogrom Bożej obecności sprawia, że Ona nie jest w stanie oderwać oczu od tego, co się dokonuje! Natomiast cudem jest to, że ona to kontempluje w Tobie! I to jest właśnie znak, który z tej ikony należy odczytać – znak narodzin Boga w człowieku, w Tobie! Tutaj więc dokonuje się przedziwna wymiana: tak jak kontemplujący wpatruję się w ten przedziwny spektakl na ikonie, tak Maryja wpatruje się w to wspaniałe wydarzenie w Tobie! Kontemplacja rodzi kontemplację. Kontemplacja rodzi wiarę. Wiara rodzi obecność. Obecność rodzi doświadczenie. Bo dzieje się właśnie Znak! Dzieje się właśnie Adwent!
Kontemplacja ikony jest jego początkiem.
Patrzysz i oczekujesz…
potem patrzysz i doświadczasz…
patrzysz i przeżywasz…
patrzysz i rodzisz…