Na wasze prośby publikujemy kolejną część wykładu z cyklu „Teologia Piękna”. Mamy nadzieję, że pomoże to w lepszym przyswojeniu i poprowadzi do głębszej modlitwy ikoną. Pierwszą część można znaleźć tutaj.
Hermeneutykę ikony, w znaczeniu sztuki jej czytania lub zasad prawidłowego jej interpretowania, możemy metodologicznie podzielić na trzy nachodzące na siebie kręgi, w obrębie których się ona rozgrywa, a którymi są: teologia ikony, język którym ikona mówi oraz szeroko rozumiana teoria poznania, czyli zbiór zasad rządzących percepcją tego specyficznego dzieła jakim jest ikona.
Ze wszystkimi trzema kręgami stanowiącymi odrębne zbiory zasad wiążą się pewne problemy. Z teologią ikony, która jest niezbędna do jej pełnego rozumienia, wiąże się kwestia sposobu jej ulokowania w całości procesu poznawczego. Zazwyczaj teologia jest pojmowana jako pewnego rodzaju wiedza, która „coś” ikonie przydaje. Teologia na przykład mówi nam, że ikona tak samo jak Objawienie posiada korzenie chrystologiczne lub że każda ikona jest utkana światłem, które jest blaskiem samego Chrystusa. Niewątpliwie więc takie elementy teologicznej wiedzy o ikonie przydają jej smaku. Problem jest jednak w tym, że te drobne akcenty, aczkolwiek ubogacają naszą lekturę ikony, to jednak same w sobie są niewystarczające. Teologia bowiem nie jest wiedzą fragmentaryczną, ale jest bardziej spokrewniona z egzystencjalną mądrością ogarniającą wszystko. Właściwie to żadne twierdzenie teologiczne nie powinno być rozumiane jako element jakiejś większej i obszerniejszej wiedzy. Teologia nie jest jedną z wielu dziedzin ludzkiego pojmowania świata. Ona ma charakter totalny – ale nie w takim znaczeniu, że tłumaczy wszystko tak, że inne rodzaje wiedzy nie są już potrzebne. Teologia rodzi się ze Słowa, które nie jest z tego świata, dlatego też nie narusza ona mądrości i wiedzy tego świata, aczkolwiek wszystko co istnieje tłumaczy i wszystko wynosi na inny poziom pojmowania.
Żeby dobrze wyjaśnić jakim rodzajem mądrości jest teologia warto odnieść się do samego rozumienia przez nas źródła teologii, jakim jest Jezus Chrystus. Z naszej ludzkiej perspektywy życie Chrystusa wydaje się być krótkim epizodem w historii świata – owszem epizodem fundamentalnym, ale jednak epizodem. Przecież to Jezus był zanurzony w świecie i w świecie się uobecnił stanowiąc poniekąd „element” świata. Totalność wszechświata i jego historii sprawia, że właśnie w ten sposób patrzymy na całe Objawienie – jest ono interwencją Boga w świecie (ergo – świat jest szerszą od samego Objawienia sceną jego realizacji). Nic więc dziwnego, że w sposób naturalny próbujemy zrozumieć owo wydarzenie (Objawienia, Chrystusa) w kluczu szerszej perspektywy, jaką stanowi scena dziejów ludzkości i świata. Tymczasem Objawienie należy odczytywać inaczej. To nie jest tak, że Bóg jest elementem świata czy elementem naszego życia, a religia jest jedną z dziedzin wypełniającą naszą rzeczywistość. Z metafizycznego punktu widzenia to świat jest jakby „zanurzony” w Bogu. Bóg jest rzeczywistością totalną, a świat jest od Niego nieskończenie mniejszy i istnieje na tyle na ile ma udział w istnieniu Boga. Dlatego też to świat jest podobny do Boga (nosi na sobie ślad Jego podobieństwa) a nie na odwrót. I Chrystus też jest tym, „w którym wszystko się stało”. Więc tak naprawdę wydarzenie Chrystusa, teologia, nie mogą być elementami przydającymi „coś” do naszego naturalnego rozumienia rzeczy. Teologia jest zasadą nadrzędną – ona w pewnym sensie tłumaczy wszystko – oczywiście na zupełni innym, bardziej fundamentalnym poziomie. Ikona natomiast z natury jest teologiczna. Zatem jej teologiczne znaczenie nie jest pewnym elementem lub aspektem, który ubogaca jej rozumienia, ale jest meta-zasadą bez której ikona nie posiada najmniejszej racji bytu. Jeśli więc nie znamy teologii ikony i nie potrafimy odczytać ikony w jej kontekście, to tak naprawdę nie czytamy ikony (w znaczeniu działa teologicznego), ale czytamy dzieło sztuki bizantyńskiej o charakterze religijnym. Różnica jest ogromna. Mniej więcej taka, jakby czytać Ewangelię jako Słowo Boże o Zbawicielu świata lub czytać jako prozę o opowiadającą o tragicznych perypetiach pewnego niezwykłego człowieka.
Drugi krąg hermeneutyki ikony wyznacza jej język. Z poznaniem języka ikony wiąże się znowu inny problem. Oczywiście język jest czymś niezbędnym dla rozumienia. Jednakże z ikoną, jak zresztą z każdą sztuką jest tak, że do jej pełnego rozumienia niezbędna jest również zdolność spojrzenia charakteryzującego dzieci, czyli spojrzenia bez żadnych uprzedzeń i bez założeń. Na ikonę trzeba patrzeć spojrzeniem niewinnym.
Problem języka każdego rodzaju sztuki polega na tym, że z jednej strony ów język mówi nam co powinniśmy widzieć w danym dziele, a z drugiej… na tym, że właśnie nam mówi co powinniśmy widzieć. Bardzo często ze sztuką jest tak, że kiedy nie mamy o niej żadnej wiedzy, to stajemy przed nią zakłopotani i nie wiemy co dalej począć, bo sztuka bywa czasami niezrozumiała. Natomiast kiedy dowiemy się jakie były założenia artysty, nurtu czy okresu dzieła przez nas oglądanego, to z jednej strony wiemy już co powinniśmy widzieć i faktycznie to widzimy, ale z drugiej stajemy się ślepi na wszystko inne. W sztuce ikonicznej taka „wiedza”, chociaż jest niezbędna, może okazać się szczególnie przeklęta. Bo ikona nie tylko opowiada jakąś treść, ale z natury ona dąży do otwarcia ludzkiego serca, nawiązania dialogu, rozmowy. Ikona jest przecież reprezentacją osoby, a z osobą tracimy prawdziwy kontakt, kiedy odgórnie zakładamy, że wiemy co ta osoba chce nam powiedzieć. Wtedy właśnie przestajemy słuchać. Inną sprawą jest, że właśnie zupełnie czyste, oczyszczone z przedzałożeń spojrzenie wiąże się z mistyką ikony. Najwspanialsza tradycja mistyczna wskazuje, że droga dotarcia do poznania Boga jest drogą negacji, czyli jakby wyzbywania się pozytywnych i skostniałych twierdzeń, które nie mogą pomieścić żywego i nieskończonego Boga. Ojcowie na tej podstawie twierdzili, że jeśli wiesz kim jest Bóg, to tak naprawdę ten, którego znasz, nie jest prawdziwym Bogiem, a tylko twoim wyobrażeniem na Jego temat. Podobnie jest z ikoną. Jeśli wiesz co ikona ma ci powiedzieć, to ikona tak naprawdę milczy. Mówi tylko twoja ślepa duma, ambicja i pycha.
Trzeci krąg hermeneutyki ikony to teoria poznania, czyli zasady rządzące relacją poznawczą rozgrywającą się między człowiekiem a ikoną. Teoria poznania ikony jest jednak nieco bardziej złożona niż teoria poznania czegokolwiek innego (za wyjątkiem Boga i drugiej osoby).
Ikona z jednej strony jest obrazem. Zatem percepcją ikony rządzą wszystkie zasady rządzące poznaniem obrazu. Na ikonę powinniśmy patrzeć starając się dostrzec i rozpoznać styl. Powinniśmy szukać w barwach i kształtach kryjącego się za nimi głębszego znaczenia symbolicznego czy emocjonalnego. Miękkość linii lub geometryczność kształtów, nasycenie barw itp., nie powinny pozostawać bez echa w naszym sercu. Stojąc przed ikoną powinniśmy znać zasady estetyczne, a nawet nie tylko znać, ale powinniśmy je czuć. Z ikoną nawiązuje się kontakt nie tylko intelektualny, ale też emocjonalny i egzystencjalny i to już na poziomie estetycznym. Uproszczone formy powinny wzmagać sugestywność, nienaturalne proporcje powinny intrygować, a następnie same tłumaczyć swoje znaczenie. Tutaj więc potrzeba nie tylko wiedzy ale wrażliwości. Smukłość dłoni Zbawiciela, delikatność palców powinna spontanicznie przywodzić na myśl delikatność działania Boga. Spokój bijący z kompozycji ikon, z pozornego bezruchu winien budzi poczucie Boskiego panowania i wszechwładzy. Ale tego wszystkiego nie da się po prostu wiedzieć. To trzeba czytać sercem.
Z drugiej strony ikona jest również „literaturą” w szerokim znaczeniu. Ikonę przecież czytamy, bo ona jest opowieścią. Ta prawda po części wiąże się z tym, co zostało powiedziane w pierwszej części „hermeneutyki” o tym, że ikona wyrasta z Pisma i w przestrzeni Pisma odnajduje swoje znaczenie. Bardzo wiele ikon wprost literalnie przywodzi swoim tematem opowieści biblijne. Niemniej nawet jeśli wprost ikona o wydarzeniu nie mówi, to jednak w symbolice gestów i barw opowiada o różnych wątkach i prawdach rozproszonych w całym Piśmie Świętym, które tłumaczą przedstawienie ikoniczne. W czytaniu ikony ważna jest zatem wolna gra skojarzeń z tekstami Pisma. Ikona w ten sposób jest podobna do graficznego hipertekstu odnoszącego nas i zbierającego w całość przeróżne teksty biblijne. W ikonie z tego też względu znaczenia nawarstwiają się i przenikają, prowadząc do coraz większej głębi.
Ponadto, skoro ikona jest „literaturą”, to obowiązują nas względem niej te wszystkie aspekty, które wskazują współczesne teorie literatury. Ikonę możemy zatem czytać intertekstualne, przy czym owa intertekstualność dotyczy zarówno kontekstu Pisma i Tradycji jak i kontekstu innych ikon (naturalnym miejscem ikony jest przecież ikonostas). Możemy ją czytać strukturalistycznie – gdyż w ikonie możemy przecież wyróżnić jakiś plan (schemat) przedstawienia organizujący całą opowieść. Możemy ją czytać dekonstruktywnie, zauważając, że przecież żaden pojedynczy symbol w ikonie nie stanowi samodzielnej całości, ale że tak naprawdę wszystkie elementy ikony są powiązane wielorakimi zależnościami, które określają ich właściwy, zmultiplikowany sens. Te wszystkie zabiegi, o których nieco szerzej piszemy tutaj, mają za zadanie oczywiście przybliżyć nas do dotknięcia żywej tkanki sensu zawartego w samej ikonie. Ikona bowiem, jako pewnego rodzaju sztuka, jest formą zmaterializowanego ducha. Każdy proces twórczy polega bowiem właśnie na tym, że artysta bądź autor materializuje swojego ducha w dziele. Natomiast odczytanie dzieła polega na tym, że z tej zmaterializowanej skamieliny uwalniamy owo żywe tchnienie. Prawdą zatem jest, że dzieło pozostaje nieodczytane, dopóki nie porusza naszego serca. Zatem nawet jeśli „wiemy” co dzieło przedstawia, to mimo wszystko nie oznacza to, że udało nam się dzieło odczytać. Kiedy tylko „wiemy”, duch pozostaje nadal zaklęty w martwej formie. Kiedy natomiast udaje nam się go wydobyć, oprócz intelektu dotknięte zostaje także nasze serce. Tak bowiem działa właśnie prawdziwa sztuka.
Nadmienić tutaj oczywiście należy, że autorem ikony nie jest tylko człowiek. Z ikoną sprawa ma się podobnie jak z Pismem świętym, które jak wiadomo ma dwóch autorów. Z jednej strony autorami Pisma są ludzie, którzy je spisali, a z drugiej autorem jest Duch Święty. Podobnie jest z ikoną. Z jednej strony pisanie ikony jest czynnością ludzką i autor wyraża się poprzez tę twórczą pracę, ale z drugiej w niej jest zawarta Boska prawda. Zatem czytanie ikony powinno pozwolić odczuć geniusz ducha ludzkiego, ale jeszcze bardziej powinno wręcz wprawić nas w święte przerażenie zrodzone z dotknięcia Ducha Bożego.
I w tym miejscu przechodzimy do trzeciego aspektu ikonicznej teorii poznania. Oprócz tego, że ikona jest obrazem i jest literaturą, posiada również znamiona osobowe. Ikona oczywiście nie jest osobą. Nie powinniśmy jej traktować jak jakiegoś idola. Jest jednak reprezentacją Osoby i to reprezentacją o charakterze sakramentalnym. Z tego względu do poznania ikony nie da się podejść w sposób naukowy lub tylko i wyłącznie techniczny. Ikony nie da się poddać skrupulatnej analizie, która zapewniałaby jej zrozumienie, tak jak nie da się podobnej analizie poddać człowieka. Owszem człowieka możemy zmierzyć i zważyć, ale to przecież tak naprawdę nic nam nie mówi o drugiej osobie. Co więcej im bardziej nachalni będziemy w dążeniu do poznania drugiej osoby, tym bardziej stanie się ona dla nas niedostępna. Przed ikoną powinniśmy stawać z podobnym szacunkiem jaki znamionuje uszanowanie tajemnicy drugiego człowieka. Przed nią trzeba cierpliwie czekać. Trzeba samemu się najpierw otworzyć i opowiedzieć o sobie, odkryć własne wnętrze. Nie należy zadawać zbyt natarczywych pytań. I podobnie jak z drugim człowiekiem, w miarę upływu czasu, w miarę oswajania się, a nade wszystko w miarę naszego otwierania się ikona sama zaczyna opowiadać.
Przed ikoną należy zatem stanąć i otworzyć niczym przed drugą osobą własne serce, a wtedy ikona zacznie opowiadać. Ona podobnie jak człowiek, wobec szczerości nie pozostaje obojętna. Jeśli więc przed ikoną się otwieramy, to i ona zaczyna się otwierać i zaczyna nam opowiadać: o sobie, o nas, o Bogu… w jednej spójnej opowieści.